Szkoła Liderów
Pan jednak rzekł do Samuela: «Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce». (1 Sm 16,7)
Była zima, 10 stycznia 2018 roku, wsiedliśmy z żoną i Krzysztofem Demczukiem do naszego samochodu po spotkaniu autorskim, którego tematem była książka Krzyśka Skandal Bożej miłości. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach w tym o Szkole Liderów. Już od jakiegoś czasu myślałem o uczestnictwie choć mówiłem sobie, to nie dla mnie, jakie przywództwo, ja raczej jestem z tych, którzy grają drugie skrzypce. Nie wierzyłem w to, że mogę pomyśleć o sobie jako przyszłym liderze. Podczas tej podróży na trasie Tychy – Sosnowiec rozpaliło się moje pragnienie uczestnictwa w tym procesie. Powiedziałem Bogu, że jeśli chce żebym zaczął to potrzebuje pieniędzy bo nasz budżet tego nie udźwignie. Bóg zatroszczył się o finanse więc zapisałem się na VI edycję Szkoły Liderów. Podjęcie decyzji zawdzięczam także Jarkowi z mojej wspólnoty Szkoły Nowej Ewangelizacji, który motywował mnie do uczestnictwa w SL.
Z niecierpliwością wyczekiwałem spotkania rekrutacyjnego, a potem decyzji o przyjęciu. Przeżywałem wielką niepewność, spora ilość osób brała udział w rozmowach, zadawałem sobie pytanie, dlaczego mieliby mnie wybrać? W tym wszystkim przeżywałem trudności związane z pracą. Okazało się, że miejsce, które tworzyłem przez 5 lat nie będzie już takie samo. Doświadczałem dużo bólu, poczucia straty, lęku przed przyszłością i ogromnego gniewu na liderów, którzy nie byli liderami. Przeżywałem z tego powodu ogromną frustrację. Wizja, pasja, profesjonalizm to cechy, które mnie pociągały, ale nie znajdowałem ich w miejscu mojej pracy.
Pragnąłem zmiany jakości swojego życia, wzięcia go niejako we własne dłonie, nadawania tonu, nie po to żeby być w centrum, ale dlatego, że w moim sercu była myśl, że jako chrześcijanin chcę prezentować poziom Królestwa.
Decyzja o wynikach nie przychodziła, wkurzałem się, pisałem maile, ale kazali czekać. Czas nie był dobry na takie oczekiwanie, miałem momenty, że chciałem się wycofać, a odłożone pieniądze wydać na coś innego. Odpowiedź przyszła 6 grudnia. To był wspaniały prezent na Mikołaja.
Nie mogłem doczekać się pierwszego zjazdu, apetyt na poszerzanie wiedzy wzrastał, w międzyczasie, jak to ja przeczytałem kilka inspirujących książek nt. przywództwa. Na trening jechałem pełen niepewności, jak zostanę odebrany, czy nie zostanę „zjedzony” przez doświadczonych liderów, czy nie wejdę znów w znaną mi rolę ofiary. W czasie jednego z ćwiczeń mieliśmy sobie odpowiedzieć na pytanie czego się boimy, odpowiedziałem, że boję się bylejakości swojego życia, że przeżyję je tak zwyczajnie. Nie spodziewałem się zupełnie tego co się tam stanie. Po pierwsze spotkałem się ze swoim niezaopiekowaniem. Zobaczyłem, że mam w sobie małe dziecko, o które muszę się zatroszczyć, zapewnić mu swoją uwagę i opiekę. Wcześniej nie widziałem go, żyłem ignorując jego podstawowe potrzeby bo najważniejsi byli inni, a przyjmowanie pomocy kojarzyło mi się z byciem przysłowiową sierotą. To takie znane… Mogłem podzielić się kawałkiem mojej historii i niespodziewanie dla siebie rozpłakałem się jak DZIECKO.
Po drugie zobaczyłem że mam CIAŁO. Jako chrześcijanin dbam o ducha, mając jakieś pojęcie o sobie wiedziałem, że warto troszczyć się o swoją psychikę, ale bardzo często pomijałem w tym swoje ciało. Zdrowe odżywianie, ruch, odpoczynek były dla mnie często obce i nadal tak czasem jest. Teraz jednak mam świadomość i wiem, że jedyną osobą, która może coś z tym zrobić jestem ja sam.
Po trzecie poznałem ludzi którzy niosą w sobie pragnienie rozwoju, każdy z nich w innym wymiarze, na różnych płaszczyznach. Wiele pięknych rzeczy usłyszałem i doświadczyłem, ale zapamiętałem jedno zdanie, które wypowiedziała jedna z uczestniczek. W czasie feedbacku powiedziała „Jesteś piękny”. To jeden z tych momentów kiedy tak bardzo wiedziałem, że to sam Bóg to do mnie powiedział.
Trening pokazał mi jak wiele jest obszarów do pracy nad sobą oraz to, że Szkoła Liderów zdecydowanie nie opiera się o teoretyczne rozważania, tylko o konkretną pracę z własnymi tematami.
Po wyjeździe przyszła obawa, że jak to, 14 miesięcy, przecież nic nie da się zrobić w takim krótkim czasie, kilkanaście zjazdów, a tyle pracy do zrobienia. Na szczęście bardzo się myliłem.
Każdy zjazd miał w sobie coś niesamowitego. Z jednej strony spotkanie z ludźmi, którzy z miesiąca na miesiąc zmieniają się nie do poznania, z drugiej zaś możliwość przyjęcia nowych treści. Nawet jeśli kiedyś już je słyszałem, czytałem o asertywności, stawianiu granic, czy komunikacji, Szkoła Liderów skłania do tego żeby wprowadzić to w życie. I to jest najbardziej niesamowite. Kiedy wracałem do domu dość często miałem okazję do wykorzystania wiedzy nabytej podczas zajęć. Niejednokrotnie kończyło się to trudnymi rozmowami, złością bo np. pierwszy raz w życiu tak klarownie stawiałem granice. Bałem się tego, że skrzywdzę innych takim postępowaniem, ale pomagało mi zdanie „to nic o Tobie, po prostu mam taką potrzebę”. Bardzo dużo pomagał mi mentoring. Spotkania z Patrykiem były dla mnie świetnym uzupełnieniem tego co działo się na zajęciach. Często po godzinnej sesji miałem wrażenie, że widzę ten problem zupełnie inaczej, że wspólnie udało nam się znaleźć dobre rozwiązanie. No i miałem kogoś, kto zdecydowanie kibicuje moim zmianom.
Kulminacyjnym momentem Szkoły Liderów była autodiagnoza. Mimo, że kilka lat temu napisałem książkę, w której zamieściłem kawałek trudnej historii mojego życia pisanie tego nie było łatwe. Jeszcze trudniejsze było przeczytanie tego przed grupą. Czy mnie przyjmą? Jak wypadnę? Te i inne pytania rozbrzmiewały w mojej głowie. Słuchając historii innych zobaczyłem, że każdy z nas niesie w sobie jakiś ciężar, który wpływa na nasze życie. Każda kolejna autodiagnoza pozwalała zrozumieć niektóre zachowania poszczególnych osób. Mimo ciężaru naszych historii dało się wyczuć nutkę nadziei.
W Gestalt mówią „Nieważne, co nam zrobiono – ważne, co my zrobimy z tym co nam zrobiono”, a my podjęliśmy decyzję, że nie chcemy żeby nasze historie rządziły naszym życiem.
Po przeczytaniu swojej historii czułem ogromny ścisk, ciężar, smutek, złość, poczucie straty, słabość. Całym sobą (dosłownie) poczułem te trudne emocje, ból łydek, ścisk w klatce i szczęce, przygarbiona postawa, wrażenie ogromnego ciężaru na plecach. Moja droga w Szkole Liderów to m.in. poznanie swojego ciała, że ono jest, że jest źródłem informacji o tym co dzieje się w moim życiu, ale też daje mi sygnały, że chce być zaopiekowane. Odczułem także dumę, że mimo tego co stało się w moim życiu dziś mogę stać w zupełnie innym miejscu.
To był zdecydowany przełom, mam wrażenie, że pozwolił mi szczególnie zwiększyć empatię i uważność na drugiego człowieka. Nie oszukując się, zdaję sobie sprawę, że przez większość życia miałem problem ze słuchaniem innych, albo skupiałem się na doradzaniu albo na swoich własnych problemach. Dzięki zajęciom poświęconym komunikacji udało mi się dostrzec drugiego człowieka. Wpłynęło to bardzo mocno na relację z moją żoną. Mam poczucie, że częściej jej słucham, a nie skupiam się na rozwiązywaniu zadań i problemów. Słyszę od niej także feedback, że widzi zmianę w moim zachowaniu. Od kilku bliskich osób usłyszałem także, że czują się wysłuchani to naprawdę ogromny komplement dla kogoś kto bardzo dużo mówi.
W Szkole Liderów rozwinąłem się nie tylko poprzez zobaczenie swojego potencjału, ale także przez większą świadomość swoich słabości. Widząc miejsca, w których nie domagam mogę nad nimi popracować, ale najpierw muszę je zaakceptować. Jestem słaby, nie umiem słuchać, jestem mało empatyczny, nie lubię swojego ciała, nie opiekuje się nim, tłamszę swoje wewnętrzne dziecko, uciekam od konfliktów, boję się mężczyzn…
Te i inne problemy uświadomiłem sobie będąc w tym procesie. Czy robię coś z nimi? Z niektórymi tak, inne zostają na potem, staram się jednak ich nie zakopywać bo dziś wiem, że prędzej czy później wyjdą w CIELE.
Nie sposób nie docenić tego co daje mi uczestnictwo w Szkole Liderów. Przede wszystkim zwiększyła się moja samoświadomość, częściej widzę co dzieje się we mnie.
Staram się lepiej komunikować, przede wszystkim kiedy ktoś przekroczy moje granice. Wcześniej często milczałem, przyjmowałem sytuację taką jaką jest, dziś mówię o tym, że nie chcę być tak traktowany, coraz częściej nie pozwalam żeby ktoś traktował mnie obcesowo bądź agresywnie. To ogromny sukces.
Zacząłem lepiej rozumieć swoje ciało, usłyszałem podczas jednej z konferencji „Twoje przywództwo mieszka w twoim CIELE” to było dla mnie bardzo ważne zdanie. Mogłem zobaczyć jaką drogę przeszedłem w swoim życiu żeby być w miejscu wpływu, żeby móc kierować innymi ludźmi.
Dzięki Szkole Liderów odkrywam swoje możliwości, mogę marzyć, wiem, że najlepsze jest jeszcze przede mną. Od wielu osób słyszę, że widzą zmianę w moim zachowaniu, mówią, że jestem dojrzalszy. Widzę, że uczestnictwo w tym procesie wpłynęło zarówno na życie małżeńskie, zawodowe i wspólnotowe.
Jeśli pragniesz zmiany w swoim życiu, a to co napisałem wydaje się atrakcyjne to zachęcam Cię do wzięcia udziału w tej wspaniałej przygodzie, po której nic nie jest już takie samo. To nie kokieteria, to naprawdę może wpłynąć na twoje życie.
Ten tekst mówi o chłopcu, któremu całe życie mówiono, że niczego nie osiągnie, że jest nic nie wart, że nikt go nie pokocha, dziś wiem, że to nie była prawda o nim.
Stoję dziś przed Wami jako mężczyzna, mąż, lider, dyrektor, człowiek żyjący z pasji. Wiem, że Szkoła Liderów to kolejny etap do pełni życia, wierzę, że nie ostatni, ale kluczowy.
Każdy z nas ma wpływ, Ty też!